news....... dyskografia....... biografia....... galeria....... trasa....... info....... linki
 
 
 

River (2001)

data wydania: 21.05.01 (Europa), 20.08.01 (USA)
miejsce nagrań: Rumbo Recorders w Canoga Park, Robert Lang Studios w Seattle, Arlyn Studios w Austin, Pixie Management Sound w Kennesaw
produkcja: Izzy Stradlin
inżynier dźwięku: Eddie Ashworth (utwory 1,2,4,5,6) i Shawn Burman (3,7,8,9,10)
mastering: Kris Solem w Future Disc, Los Angeles
management: Stephanie Brownstein, SMB Management
dyrektor artystyczny: Kevin Reagan
zdjęcia: Kevin Reagan i Matthew Lindauer
projekt: Mathhew Lindauer
wytwórnia: Sanctuary Records

skład:
Izzy Stradlin - wokal, gitara rytmiczna, bas
Rick Richards - gitara prowadząca
Duff McKagan - bas, gitara akustyczna
Taz Bentley - perkusja
Ian 'Mac' McLagan - klawisze

Single:
Underground

 

Lista utworów:

1.Jump In Now
2.Head On Out
3.River
4.Far Below Me Now
5.What I Told You
6.Get Away
7.Underground
8.Shall Walk
9.Run-In
10.Feelin' Alright
6

W 2000 roku tuż po zakończeniu krótkiej trasy koncertowej po Japonii Izzy Stradlin wraz ze swoim zespołem skoncentrował się na pracy nad kolejnym albumem. Już podczas tamtych występów napisane zostały cztery utwory (między innymi 'Jump In Now' Izzy'ego i Ricka). Duff: „Nagrywany nowy album w ciągu ponad dwóch tygodni. Rick przyjeżdza z Atlanty, a Taz przyjedzie z Dallas. Ci sami faceci byli z nami w Japoni.”

Razem już pojechali na pięć dni do Seattle (Robert Lang Studios), do domu Duffa i Waszyngtonu (gdzie basista studiował), a następnie również na pięć dni do Los Angeles (Rumbo Studios) gdzie napisali od podstaw dwa utwory reggae, gdyż reszta materiału była już wtedy prawie gotowa. Na nowym albumie znaleźć się miał jeden utwór, nad którym Izzy pracował już w 1992 wraz z Ju Ju Hounds - wcześniej istniało pięć wersji tego utworu (na jednej grał nawet Slash). Choć utwór był dobry to jednak nie pasował Izzy'emu więc zmienił go prawie w całości (także tekst) zostawiając tylko główny riff - w końcowej wersji powstał utwór reggae - pt. 'Shall Walk'.

Wśród nowych kawałków znajdował się jeden zatytułowany 'River': "Nad tym utworem zacząłem pracować zeszłego lata. Miałem pomysł na wers i opierałem się o niego w dalszych pracach. Chciałem aby była tam część akustyczna połączona z elektryczną". I jako, że Stradlin lubił go najbardziej, tak też nazwał nową płytę.

Czwarty z kolei album zatytułowany właśnie 'River', wydany został w połowie roku na starym kontynencie (21.05.01) przez wytwórnię ‘Sanctuary’ i w odróżnieniu od poprzednich dwóch albumów towarzyszyła mu promocja w postaci szeregu wywiadów jakie udzielał lider zespołu. Sam album przypominać może jego pierwsze solowe nagranie ze względu na kilka faktów. Między innymi powróciła fascynacja reggae i na albumie znalazły się dwa utwory spod tego znaku - wspominany już wcześniej 'Shall Walk' oraz 'Run-In' - sam Izzy przyznał, że do napisania tych kawałków zainspirował go utwór 'You Don't Have To Mean It' z ostatniej płyty The Rolling Stones, gdzie na wokalu udzielił się sam Keith Richards (początkowo Stradlin musiał przekonywać Taza do tego, aby zagrał te kawałki, gdyż ten początkowo podszedł do nich z dużym pesymizmem, ponieważ nigdy nie był fanem tego rodzaju muzyki, tak jak Duff który zresztą na nich nie gra). Drugim faktem, który sprawiał że album ten bardzo przypominał Ju Ju Hounds jest obecność na nim sławnego klawiszowca Iana 'Mac' McLagana (The Rolling Stones, The Faces), którego gra na debiutanciej płycie Iz’a nadała muzyce dodatkowego wymiaru, stwarzając równocześnie ten niepowtarzalny klimat towarzyszący latom 70-tym. Partie McLagana, który w sumie zagrał na keyboardzie i organach Hammonda zarejestrowano w ‘Arlyn Studios’ w Austin, Teksasie. Zresztą sam McLagan nie wystąpił na płycie jako gość, ale wpisany został jako członek zespołu: "Ten album idzie w stronę mojej pierwszej solowej płyty, no i ma dużo pianina. Wróciłem do współpracy z Ianem McLaganem i dlatego jest tam właśnie więcej pianina i organ. No i oczywiście pracowałem po raz kolejny z Rickiem Richardsem, co miało także wpływ na podobieństwo do jedynki".

Po raz kolejny przy powstawaniu albumu pracował wieloletni już przyjaciel Stradlin - Eddie Ashworth (pracował nad utworami 1-2 i 4-6). Na albumie oprócz reggae i hard rocka pojawił się także inny rodzaj muzyki - country, Duff: „To nic wielkiego tylko - rzeczy są stosunkowo łatwe z Izzym. Te utwory nie są takie trudne, opierają się na starych dobrych korzeniach rocka. To właśnie to co lubię u Izzy’ego. On zachowuje coś istotnego - korzenie rocka. Są powoli zatracane i nikt nie zauważa tego co on robi. Miksuje country i rock n’ roll i naprawdę jest w tym dobry”. Izzy: „Tak, lubię country. Tutaj jest trochę naprawdę złego country (śmiech)”.

Choć album stylowo podobny jest do Ju Ju Hounds to jednak ogólnie rzecz biorąc daleko mu do tamtego albumu i prawdę mówiąc 'River' jest najsłabszym albumem w dyskografii Izzy'ego Stradlina, choć jest tak naprawdę jednym z najbardziej melodyjnych. Z jednej strony posiada cechy, dzięki którym jest uważanym za dobry album rockowy, ale z drugiej strony nie ma na nim za wiele wybijających się utworów, w odróżnieniu od poprzednich albumów. W pewnej recenzji albumu ktoś napisał iż Izzy ma głos, który pokochać może tylko jego matka, jednak on odpowiedział, że bardzo go lubi (i nie tylko on). Po raz kolejny zauważyć można było, że oprócz jednego utworu, na albumie występują same kawałki autorstwa Izzy’ego, który tak komentuje proces ich powstawania: "Nie mam nic przeciwko wspólnemu pisaniu. Większość utworów na 'River' napisałem sam, ale są pewne wyjątki, jak pierwsza część albumu, gdzie Rick przeważnie przychodził z muzyką. Kiedy grał mi riff, a mi się podobał to zaczynałem z tego robić utwór i nie żałowałem niczego gdy słuchałem ostatecznego rezultatu. Musiałem tylko napisać do tego słowa. Zawsze dobrze mi szła spontaniczna praca. Reszta była dopracowywana w bardzo prosty sposób, pisałem sobie z akustykiem i nagrywałem to co później reszta odsłuchiwała. Później aranżowaliśmy to wszystko razem, każdy wprowadzał własne pomysły i grał to tak jak czuł na swoim instrumencie. Nie jestem dyktatorem. W sumie bardzo rzadko komponuję na elektryku, gdyż moim zdaniem łatwiej robi się to na akustyku. Czasami nawet wszyscy gramy na akustykach zanim przemienimy to w wielki elektryczny dźwięk. Chodzi tu chyba w sumie o brzmienie. Może to jest tak, gdy śpiewasz podczas komponowania na dwunastostrunowym akustyku. Chyba powinienem sobie taki kupić. Mam doskonałego sześciostrunowca, ale myślę że to będzie konieczne, zakupienie takiej gitary".

m_klimek@op.pl