Ride On (1999) data wydania: 16.12.99 (Japonia) skład:
|
Lista utworów: 1.Ride On |
|||||
Gdy w 1998 roku wytwórnia Geffen połączyla sie z Interscope i A&M Records, Stradlin rozwiazal z nimi umowe - mialo to zapewne zwiazek z jego wczesniejsza odmowa w sprawie wywiadów oraz tourne promujacym plyte 117° i konfliktem jaki z tego powodu powstal. W połowie 1999 roku fani otrzymali wiadomość, iż Izzy Stradlin wydaję nową płytę, ale co było dosyć niepokojące - zostanie ona wydana wyłącznie w kraju kwitnącej wiśni. I tak też się stało. Nowy album zatytułowany ‘Ride On’ ukazał się pod koniec roku, tak jak zapowiadano wyłącznie w Japonii (16.12.99). Żadnych zapowiedzi ze strony wytwórni, prasy ani samego Stradlina - zupełnie bez echa, po prostu płyta wyszła. Jak się później okazało, nagrana została w domu Izzy’ego, a później dokończona w Los Angeles. Stradlin nawet nie szukał wytwórni, która mogłaby wydać album w Ameryce i dlatego można ją było nabyć wyłącznie przez sklepy internetowe: „Universal Japan jest jedyną wytwórnią, która oznajmiła mi iż podoba im się ten album. Skontaktowałem się z innymi wytwórniami w Anglii i USA ale nikt tego nie chciał. Oczywiście zgłosiłem się do tych dużych, gdyż nie sądziłem abym odniósł jakiś sukces z niezależnymi wytwórniami. W końcu nie specjalnie szukają nowej Britney Spears”. W Japonii płytę pod swoje skrzydła wzięła japońska wytwórnia - ‘Universal Victor Incorporation’. Jako, że gitarzysta nie udzielał wtedy żadnych wywiadów, jego przedstawiciel poinformował zainteresowanych, iż jedynie istnieje taka możliwość, aby album wydany został poza Japonią. I choć promocja płyty można powiedzieć nie miała miejsca to jednak album bronił się sam. Albowiem znajdowało się na nim (‘standardowo stonesowo’) dziesięć solidnych rockowych utworów, które sprawiały że album naprawdę twardo stąpał po ziemi. W odróżnieniu od poprzednich dwóch albumów na tym nie było miejsca na jakiekolwiek ozdobniki - od początku do końca album jest tak elektryzujący, że trzyma słuchacza kurczowo wciśniętego w fotel. Zaczyna od istnego uderzenia pioruna w postaci utworu tytułowego ‘Ride On’, a dokładniej rozbudowanego pięciominutowego rockera. I oprócz, można powiedzieć, powierzchownie psychodelicznego ‘Trance Mission’ i akustycznego ‘The Groper’ album naszpikowany jest właśnie ostrymi i siarczystymi utworami spod znaku hard rock przez duże ‘h’. Na płycie wyróżnić można kilka ‘wyróżniających się w tłumie’ utworów - między innymi jest nim pół instrumentalny ‘Here Comes The Rain’. Niesamowicie ostre gitary Richardsa i Stradlina wprowadzają nas w niesamowity klimat, przerwane wolnym fragmentem pod koniec utworu. Na uwagę zasługuje również ‘Needles’ - opowiada o tytułowym mieście, jednym z najstarszych położonych nad rzeką Kolorado w stanie Kalifornia (historia wpleciona w liryki opowiada o tym samym Meksykaninie z utworu ‘Put You Back’ Duffa McKagana - Izzy jest jego współautorem). Zresztą utwór ten pokazuje, że Izzy nie pisał nigdy o zdarzeniach fikcyjnych, ale o własnych przeżyciach, doświadczeniach - o własnym życiu. Needles było po prostu jednym z tych miejsc, do których Iz dotarł na swoim motocyklu podczas niekończących się podróży po Stanach. W utworze ‘Spazed’ Rick zagrał fantastyczne solo, przypominające stylowo Joe Perry’ego z Aerosmith. Tak więc pomimo znikomej promocji album jest bardzo dobry, może nie najlepszy w dotychczasowej karierze Stradlina, to jednak widać było, iż Izzy wie czego chce - tym razem bowiem nikt mu nie mówił co ma zrobić - on po prostu nagrał to co chciał, od początku do końca... rezultat był wyśmienity. Przyznać jednak trzeba, że kilka utworów z tej płyty mogłoby się spokojnie znaleźć na albumie Guns N’ Roses, dlatego też widać było ile ten zespół stracił po odejściu Izzy’ego, a tak naprawdę gitarzysta zapoczątkował jego rozpad w tym wielkim składzie, gdyż już po odejściu Duffa w 1997 GNR praktycznie nie istniało, a w 1998 roku Axl Rose zaprosił do współpracy zupełnie nowych muzyków w celu nagrania nowej płyt. |
||||||